Carpe diem i do przodu!

Carpe diem i do przodu!

By odnaleźć spokój i zwolnić szalone tempo współczesności, trzeba odbyć niejedną podróż. O spontaniczności w poszukiwaniach stabilności, slow foodzie, a także chęci ciągłego rozwoju rozmawiamy z Grzegorzem Lisem, szefem kuchni i menedżerem w Hotelu i Restauracji Sitarska w Biłgoraju.

Od zawsze chciał Pan działać w gastronomii czy myślał Pan o innej ścieżce kariery?

Powiem szczerze, że gdy zaczynałem rozmyślać nad własną przyszłością, nie brałem pod uwagę możliwości zostania kucharzem, szefem kuchni czy - jeśli wszystko dobrze pójdzie - właścicielem przedsięwzięcia związanego z gastronomią. Z doświadczenia wiem, że większość moich znajomych z branży swoje pierwsze kroki stawiała w technikum. Ja wybrałem zupełnie inną drogę. Skończyłem szkołę o profilu mechanicznym. Dostałem nawet od brata stare auto, które sam naprawiłem. To było coś. Wtedy, jako człowiek wchodzący w dorosłość, myślałem, że może to będzie jakiś kierunek. Jednak okazało się inaczej. Duży wpływ na to mieli moi rodzice, którzy dbali o moje wykształcenie i zależało im, abym skończył studia. A mnie z tą mechaniką nie do końca było już po drodze (śmiech). To nie była moja bajka. Zastanawiałem się, co dalej. Jednak mając ledwie osiemnaście lat trudno się ukierunkować. Dlatego, gdy widzę młodzież, która przychodzi do mnie na praktyki, wiem, że nie jest im łatwo podejmować kluczowe życiowe decyzje na tym etapie. Tym bardziej jestem wdzięczny moim rodzicom za wsparcie przy wyborze studiów. Dali mi wolną rękę, nie naciskali. W ten sposób, dzięki koleżance mojego brata, która podsunęła mi ofertę uczelni gastronomicznej, wylądowałem w Poznaniu.

Krótko mówiąc, przygodę z gastronomią zaczął Pan z czystą kartą.

Zdecydowanie tak. Uznałem, że to dobry kierunek, kiedy zdałem sobie sprawę, że mam ochotę się wyrwać, zmienić otoczenie, aby nie podążać ślepo ścieżkami moich znajomych. Nie iść tam, gdzie wszyscy. Zmiana okolic Lublina i Rzeszowa na Poznań otworzyła przede mną zupełnie nowe możliwości. Wiedziałem jedno - musiałem chwycić byka za rogi i zacząć żyć własnym życiem. Zawsze powtarzam: carpe diem i do przodu! (śmiech). Tak zaczęła się moja przygoda z gastronomią oraz nauka w poznańskiej Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii.

To właśnie podczas studiów zdobywał Pan swoje pierwsze doświadczenia zawodowe?

Można powiedzieć, że była to moja pozycja wyjściowa. Już na pierwszym roku miałem okazję wyjechać na czteromiesięczny staż do Paryża. I chociaż to był pierwszy krok, aby podjąć pracę w gastronomii, nie zdecydowałem się na kierunek kucharski. Jechałem tam, jako pracownik obsługi zajmującej się organizowaniem eventów śniadaniowo ? obiadowych dla lokalnych firm. Francja bardzo mi się spodobała, więc ledwo stamtąd wróciłem, to zacząłem kolejne praktyki w zakresie kelnerstwa, w kilkugwiazdkowym hotelu. Wyjechałem wtedy do małego miasteczka w górach, La Balme de Sillingy. Wówczas, po dwóch tygodniach, przez kadrowe roszady, zaproponowano mi pracę na kuchni. Rzecz jasna - zgodziłem się (śmiech). Umówiliśmy się, że jeśli się nie sprawdzę, wrócę do obsługi. Ale okazało się, że gotowanie sprawia mi o wiele większą przyjemność. Od tamtej pory byłem kierowany wyłącznie do kuchni.

Jak zatem wyglądało pokonywanie kolejnych etapów Pana kulinarnej przygody? I w jaki sposób to ukształtowało Pana spojrzenie na taką pracę?

Powiem tak, przebieg mojej kariery był spontaniczny, wszystko toczyło się swoim torem. Z doświadczenia niektórych wynika, że najczęściej zaczyna się od zmywaka. U mnie było inaczej, jeśli jednak była potrzeba, działałem zespołowo i robiłem to, co konieczne. Bez względu na to czy chodziło o gotowanie, czy o zmywak. Gdziekolwiek bywałem, liczyła się współpraca. Może dlatego z taką łatwością przeskakiwałem między stanowiskami (śmiech). Bo, mówiąc szczerze, kilka etapów udało mi się pominąć. Pozycję cukiernika zamieniłem na stanowisko chefa de partie, a potem awansowałem na sous-chefa. W tamtym czasie dążyłem do jak najszybszego opanowania wiedzy. Ogromną motywacją do dalszego rozwoju były staże, rozmowy z szefami kuchni i zagłębianie się w branżę. Myślę, że to był moment przełomowy, bo gotowanie stało się moją pasją.

CAŁY WYWIAD >KLIKNIJ TUTAJ<